Na temat błędów systemu ubezpieczeń emerytalnych można by napisać książkę, ale ograniczając się do podstawowych punktów, przejdźmy teraz do ostatniej wady genetycznej.
4. Demografia
Gdy wprowadzono przymusowe ubezpieczenia emerytalne, oparto się na założeniu, że zawsze będzie się rodzić więcej dzieci i będą one pracować coraz wydajniej, co w konsekwencji pozwoli na utrzymywanie emerytów.
W „państwach dobrobytu” dzieci przestały być gwarancją spokojnej starości – tym gwarantem stał się rząd. I chyba nie bez przyczyny sytuacja demograficzna najbardziej pogorszyła się właśnie w tych państwach, które mają najbardziej rozdmuchane świadczenia socjalne. Nie dość, że państwo przejęło na siebie rolę opiekuna, przez co zmniejszyła się naturalna potrzeba posiadania większej ilości dzieci, to jeszcze, aby wywiązać się z tej roli, zagarnęło tak wysoki procent wynagrodzenia osób pracujących, że na wychowywanie dzieci nie bardzo mogą sobie pozwolić.
Statystyki pokazują, że w roku 2025 aż 40% mieszkańców Unii Europejskiej przekroczy 65. rok życia. 40%! A pamiętajmy, że długość życia się wydłuża.
I tak oto, skoro mniej osób pracuje, a więcej osób i dłużej pobiera emerytury, to ci, którzy pracują, muszą płacić wyższe składki emerytalne. Dlatego też od kilku lat w całej Europie dokonują się zmiany dot. podwyższenia wieku emerytalnego. Oczywiście w Polsce plany wprowadzenia owych zmian wywołały prawdziwą burzę – ponad 85% ankietowanych opowiedziało się przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. I chyba nikogo nie dziwi taki wynik – kto chciałby dobrowolnie zarabiać mniej, pracować dłużej, zrzec się swoich przywilejów, itd.? Tylko czasem nie można podchodzić do takich spraw jednostkowo. W perspektywie czasu, ogół społeczeństwa będzie odczuwał rezultaty decyzji podejmowanych dzisiaj.
Argument, że nie należy podwyższać wieku emerytalnego, gdyż osoby starsze „blokują” miejsca pracy młodym, abstrahuje od faktu, że na konkretne miejsce pracy osoby odchodzącej na emeryturę wstępuje zazwyczaj osoba troszeczkę młodsza (np. z doświadczeniem), a nie zaraz po szkole. Miejsca pracy dla osób starszych to są inne miejsca pracy niż dla młodych!
Poza tym, dobrym pomysłem byłoby przekwalifikowanie osób po 50. roku życia. Nikt przecież nie wymaga od 60-letniej nauczycielki WF żeby nadal uczyła dzieci grać w siatkówkę, czy robić fikołki. W pewnym wieku ludzie po prostu się nie nadają do danej pracy. Ale czy to znaczy, że nauczyciele WF muszą przejść na wcześniejszą emeryturę? Czy taki nauczyciel nie mógłby zostać np. organizatorem zajęć sportowych dla dzieci, pracownikiem muzeum sportu, czy np. szkolną bibliotekarką? Wszyscy byliby zadowoleni, bo i państwo nie musiałoby wypłacać emerytury i osoby starsze czułyby się nadal potrzebne i użyteczne i młodsi mogliby zająć pewne stanowiska.
Kolejną kwestią jest nieprzekonywujące i niespójne logicznie uzasadnienie proponowanych zmian oraz sposobu ich wprowadzenia w życie. Bo czy konieczność podwyższenia wieku emerytalnego oznacza, że dla mężczyzn i kobiet powinien on być taki sam? Co do zasady tak, zwłaszcza przy zachowaniu elementów kapitałowych w systemie emerytalnym, czyli sposobu waloryzacji kont w ZUS i utrzymania w OFE. Ale czy kobietom coś się nie należy za rodzenie dzieci? Robert Gwiazdowski w swojej książce przedstawia pomysł, iż „kobieta powinna mieć specjalne przywileje (emerytalne) za każde urodzone dziecko”. I chyba nie jest to takie głupie skoro zmniejszenie ilości potomstwa jest przyczyną obecnej sytuacji demograficznej, która przekłada się na problemy finansowe państwa? Nie wiem, co na ten temat powiedziałyby feministki, ale domyślam się, że mógłbym zostać określony różnymi epitetami z wariacjami słów szowinista i świnia.
Kontynuując, wyliczenia dotyczące konsekwencji podwyższenia kobietom wieku emerytalnego o 7 lat są dość zastawiające. Rząd wyliczył, że kobieta ubezpieczona w ZUS, dzięki pracy o 5 lat dłużej będzie miała emeryturę wyższą o 47%, a jeśli popracuje o 7 lat dłużej – 72%. Jak rząd to wyliczył?!?!?! Kobieta zaczynająca pracę np. w wieku 22 lat, przez pierwsze 43 lata pracy (do 65. roku życia) miałaby wypracować połowę świadczenia, jakie otrzymywać będzie po przejściu na emeryturę, natomiast przez ostatnie 2 lata miałaby nadrobić całą różnicę? Czyżby Polki po 65. roku życia przemieniały się w supermenki, czy może ja czegoś nie rozumiem?
W tym miejscu skończę moje wywody na temat ubezpieczeń emerytalnych. Co prawda mógłbym tak pisać i pisać, ale chyba najważniejsze punktu już opisałem, więc pozostawiam Wam resztę do przeanalizowania. Może podzielicie się swoimi przemyśleniami w sekcji „komentarz”?
Źródło: na podstawie artykułów z książki pt. „Emerytalna katastrofa i jak się uchronić przed jej skutkami” Roberta Gwiazdowskiego, 2012; oraz „Capitalism and Freedom” Miltona Friedmana, 1962, oraz artykuły ze strony: www.wyborcza.biz.pl