Profesor Robert Gwiazdowski uważa, że nie stać nas na oszczędzanie na emeryturę w otwartych funduszach emerytalnych i niestety musimy ograniczyć się do systemu repartycyjnego, w którym pokolenie aktualnie pracujących finansuje na bieżąco wypłacane emerytury.
Część repartycyjna systemu emerytalnego, czyli opierająca się na międzypokoleniowym zobowiązaniu i transferze dochodów od aktualnie pracujących do emerytów za pośrednictwem ZUS, ma charakter gry o sumie zerowej: żeby emeryci otrzymali wyższe świadczenia, osoby pracujące muszą płacić wyższe podatki. Trzeba jednak pamiętać, że nasze społeczeństwo się starzeje, a tym samym zwiększa się liczba emerytów w stosunku do liczby pracujących. Patrząc na dane jest to zjawisko szokujące: obecnie 16 mln pracujących finansuje świadczenia dla aż ponad 9 mln emerytów i rencistów!
Dosyć jasne jest zatem założenie, że w przypadku starzejącego się społeczeństwa, oszczędzanie na emeryturę jest koniecznością, bo w przeciwnym razie albo emerytury będą niższe, albo kolejne pokolenia będą musiały płacić wyższe podatki.
„System kapitałowy jest lepszy od repartycyjnego, jednak przy liczbie emerytów, która jest w Polsce, jesteśmy zmuszeni pozostać przy tym drugim” – twierdzi Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Pan Gwiazdowski tłumaczy, że system kapitałowy jest lepszy, ale w określonym kontekście. Kontekście, który niestety nie mieści się w ramach polskiej rzeczywistość. W związku z tym, nie mamy żadnego pola manewru. Dlateczego? Przecież jedna czwarta Polaków żyje tylko z emerytur, na których wypłatę przeznaczamy ogromną część naszego budżetu. Większość tych ludzi nie ma ani grosza oszczędności. A to oznacza, że nie jesteśmy w stanie przejść z systemu repartycyjnego do kapitałowego, bo obecni emeryci po prostu nie będą mieli z czego żyć.
Nie jedna osoba wpadłaby więc na genialny pomysł wprowadzania zmian stopniowo tak, aby za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat system repartycyjny zastąpić kapitałowym. Pomysł może i dobry, tylko gorzej będzie z jego realizacją. Otóż osoby aktywne dzisiaj zawodowo muszą utrzymywać swoich rodziców i dziadków. A to oznacza, że przy takim obciążeniu trudno jeszcze myśleć o tym, że jednocześnie oddłużą swoje własne emerytury i w przyszłości nie będą na nie musieli się składać ich potomkowie. Jak Prezydent Centrum przypomina, taka rzecz zdarzyła się w Chile Pinocheta, ale w demokratycznym społeczeństwie jest niemożliwa do przeprowadzenia.
Czyli koło się zamyka.
Źródło: na podstawie artykułów ze stron: www.wyborczabiz.pl